Wpisy archiwalne w kategorii

śląsko - zagłębiowsko

Dystans całkowity:407.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:10
Średnio na aktywność:40.70 km
Więcej statystyk

Zalany kamieniołom na ochłodę.

Niedziela, 11 lipca 2010 · Komentarze(3)
Dzisiaj miało być krótkie kręcenie i dłuuugie leżenie na plaży na Pogorii. Plan uległ nieco modyfikacji. Było: długie kręcenie (no, średnio długie;) i zero leżenia. Padła propozycja popedałowania, więc nie mogłam odmówić. Moja propozycja udania się do zalanego kamieniołomu spotkała się z entuzjazmem towarzyszy. Razem z Mariuszem i Damianem, wyruszyliśmy w stronę Jaworzna. Wcześniej, zajrzeliśmy jeszcze do parku w Kazimierzu Górniczym (Sosnowiec). Lejący się z nieba żar w połączeniu z asfaltem nie był najlepszym rozwiązaniem, ale innej drogi nie znałam.
Po dotarciu do Jaworzna, wbijamy się już w teren w poszukiwaniu kamieniołomu.


dawne kamieniołomy

Byłam tu tylko raz, więc troszkę pobłądziliśmy, ale w końcu udało się dotrzeć na miejsce.



Kolor wody robi wrażenie...



Jestem tylko zaskoczona, bo ostatnio ja tu byłam, nie było tej wody aż tyle. Poziom sporo się podniósł, ale to zapewne po majowo-czerwcowych opadach.



Panowie wykorzystują okazję, żeby się ochłodzić...


Mariusz będzie długo pamiętał tę kąpiel w kamieniołomie - okazało się, że wskoczył ze swoją komórką :PP

Po krótkim pływaniu próbujemy jeszcze wejść na wyższe partie, żeby widok był lepszy. Nie jest to jednak takie łatwe, bo sporo ścieżek jest zlanych. Odnajdujemy jakąś prowadzącą na szczyt.





Do tego kamieniołomu przyjeżdża wielu nurków z całej Polski. Jest tu wiele atrakcji - zatopione koparki, przepompownia, baraki magazynowe. Kiedyś znajdował się tu kopalnia dolomitu. Podobno na skutek niepłacenia rachunków za energię elektryczną, odcięty został kopalni dopływ prądu. Stanęły pompy i w efekcie wyrobisko zostało zalane. Nawet nie zdążono ewakuować sprzętu. Na dnie pozostały dwie pokaźnych rozmiarów koparki. Są one głównym magnesem ściągającym nurków z całej Polski.
Więcej info i fotek o zalanym kamieniołomie:

http://www.underwater.pl/kamieniolom_jaworzno-szczakowa.php
http://www.forum.divetrek.com.pl/viewtopic.php?t=124">



To miejsce ma coś w sobie, jest takie kameralne, zupełnie "odgrodzone" od miasta. Trudno uwierzyć, że kilkaset metrów dalej jest ruchliwa, hałaśliwa jezdnia i wielkie miasto. Jak się patrzy na ten turkusowy kolor wody, to ma się wrażenie, jakby się było nad Adriatykiem, a to...Śląsk nasz ;)

W okolicach kamieniołomu znaleźliśmy też fajne tereny leśne do pojeżdżenia, choć myślę, że bardziej są uczęszczane przez amatorów quadów, sporo tu usypanych górek.



Z lasu wygania nas chmara komarów. Jedziemy jeszcze nad Zalew Sosina, ale przemykamy prze niego bardzo szybko - takiej liczby ludzi i samochodów to chyba nawet przy supermarkecie nie widziałam. Jak dobrze, że przemieszczamy się na rowerach - sznur samochodów czeka w kolejce na wjazd i wyjazd z Sosiny. Ufff - ciasno tu, uciekamy :)

W Jaworznie-Szczakowej żegnam się z chłopakami, którzy udają się w stronę Katowic, ja jeszcze śmigam na Sosnowiec i do Będzina. Ciężko się jeździ w takim upale.

Po okolicy.

Sobota, 26 czerwca 2010 · Komentarze(0)
Będzin-Dąbrowa Górnicza Park Zielona-Pogoria IV-Dąbie-Goląsza Górna-Brzękowice-Góra Siewierska-Strzyżowice-Psary-Gródków-Grodziec-Będzin Syberka

Miała być standardowa przejażdżka na Pogorię, ale postanowiłam zapuścić się dalej, także z Pogorii odbiłam na zachód pokręcić po okolicznych mieścinkach.

Do posłuchania zespół, który przywołuje moje wspomnienia z wakacji na Ukrainie.
A piosenka, która wzbudza respekt i szacunek dla tych wszystkich ludzi, którzy zginęli w Czarnobylu.

Z serwisu na Dorotkę.

Środa, 23 czerwca 2010 · Komentarze(0)
Katowice - Czeladź - Będzin Grodziec: Dorotka - Będzin Syberka.

Po pracy odebrałam rower z serwisu. Zadowolona. Wszystkie za długie przewody zostały skrócone. Potem pognałam asfaltem w stronę Dorotki, żeby "przetestować" amorek w terenie - żadnych uwag :) Zdaję się zatem, że znalazłam "swój serwis". Troszkę daleko ode mnie, ale chyba warto dojeżdżać do Katowic i być zadowolonym ;)

Do posłuchania: piękny głos, niesamowita osobowość...

Na serwis amorka.

Piątek, 18 czerwca 2010 · Komentarze(0)
Czas najwyższy, żeby mój amortyzator przeszedł serwis gwarancyjny. Jako, że serwis musi zostać przeprowadzony w autoryzowanym serwisie RockShoxa, wybrałam Bikershop w Katowicach, który ma takie uprawnienia. I myślę, że to był dobry wybór. Panowie od razu zajęli się moją maszyną i zaczęli poprawiać ustawienie klamek hamulców, rogów...i dopatrzyli się jeszcze paru rzeczy, które można by "podciągnąć". Chyba zatem mój Poisonek trafił w ręce profesjonalistów i pasjonatów, przynajmniej mam taką nadzieję :) Oprócz serwisu amorka, ulegną w końcu skróceniu moje przewody hamulcowe, w promocyjnej cenie. Na efekty poczekam w takim razie do wtorku, kiedy odbiorę moją maszynę...
Niestety przez weekend jestem w związku z powyższym pozbawiona rowerowania, ale pogoda i tak nie rozpieszcza :/ W drodze do Katowic, dopadła mnie straszna ulewa, także 15 min. przymusowego postoju na Dąbrówce Małej pod daszkiem "Biedronki" ;)

Do posłuchania Eros z Antonellą Bucci, bo ostatnio przechodzę etap zachwytu językiem włoskim :PP

Pogoria III i IV.

Niedziela, 13 czerwca 2010 · Komentarze(2)
Będzin-Dąbrowa Górnicza: Zielona, Pogoria III,IV-Wojkowice Kościelne-DG-Będzin

Dzisiaj znów lokalnie. Miała być Jura, ale rano ogarnął mnie straszny leń i za nic nie chciało mi się z łóżka zwlekać i pędzić na dworzec do Katowic. A do tego po nocnej burzy, pogoda nie zachęcała...ale jak się później okazało słoneczko nie zawiodło. Wstyd wielki, że tak dałam ciała i uległam mojemu leniowi, no ale widocznie organizm domagał się odespania całego tygodnia :PP
Mam nadzieję, że "uczestnicy Jury" mi wybaczą moją niesubordynację...;)

Tak więc po odespaniu wszystkiego, co było do odespania, postanowiłam nie zmarnować całkowicie niedzieli i wybrałam się na moją ulubioną-lokalną, najlepiej znaną, wielokrotnie zjeżdżoną trasę, którą de facto, od dawna nie ujeżdżałam.

Unikając asfaltu wbijam się zawsze na Szlak 25-lecia PTTK wzdłuż rzeki Przemsza. Startuję od zamku w Będzinie.





Przez Park Zielona docieram na Pogorię III


ścieżka pieszo-rowerowa na Pogorii III.









Po objechaniu "Trójki", czas zajrzeć na Pogorię IV. Ścieżką rowerowo-rolkową docieram do Wojkowic Kościelnych. Chwilka odpoczynku na trawce i próba doopalania "rękawków", która niestety skończyła się z fiaskiem :/
Chyba już jestem skazana na "rowerową" opaleniznę :PP

Pogoria IV:









Dzisiaj zupełnie rekreacyjnie. Więcej robienia fotek niż jeżdżenia ;)

Ucieczka przed komarami.

Sobota, 12 czerwca 2010 · Komentarze(0)
Będzin - Las Grodziecki - Dorotka - Wojkowice - Czeladź - Będzin

Dzisiaj spokojnie - rekreacyjnie po okolicy. W lesie mnóstwo komarów, więc nawet przystanąć nie można było na chwilę, bo już człowieka atakowały, więc szybciutko uciekłam na asfalt. (To chyba jakaś plaga w tym roku z tymi owadami :/)
Na chwilkę wstąpiłam jeszcze na Dorotkę popatrzeć na Beskidy na horyzoncie.

Po południu - na Pogorii - troszkę inny ruch - 2 godzinki na rolkach w
towarzystwie :)

Do posłuchania - też spokojnie (pod wrażeniem wczorajszego koncertu na Zamku Sileckim) - Muzykoterapia:

Silesia Cup MTB 2010

Niedziela, 30 maja 2010 · Komentarze(6)
Maraton u Tomka Wojtali w 2008 r. był pierwszym maratonem rowerowym w moim życiu. Jechałam wtedy na rowerze brata - sprzęt - żadna rewelacja, a ja bez żadnego doświadczenia ścigowego, jechałam po prostu - dla przyjemności i sprawdzenia się. I udało się - zdobyłam wtedy 1 miejsce w dystansie MEGA. Moim największym atrybutem była wtedy chyba przede wszystkim, oprócz mocy w nogach, siła psychiki :PP I potwierdziło mnie to w przekonaniu, że nie "moc" roweru najważniejsza ;)

W tym roku wystartowałam na dystansie GIGA, trzeba bowiem podnosić poprzeczkę :)
START - 10:00. Po przejechaniu paru metrów asfaltem i wjechaniu w teren - korek. Okazało się, że błotko spowolniło zawodników. Oj, będzie jeszcze sporo tego błociska na trasie. Oprócz tego kałuże i podmokły teren, po którym strasznie "ociężale" się jechało, ale można było nadrobić tutaj techniką ;) Kilka fajnych podjazdów oraz niezły tor rowerowy z "wielbłądzich garbów".



Pierwsze okrążenie bardzo dobrze mi się jechało, dużo pary w nogach. Przede mną zawodniczka z Berknera - zatem jest mobilizacja, żeby jej dorównać. Udaje się ją wyprzedzić, ale za niedługi czas ona mija mnie, potem ja ją, ona mnie. Hehe - jedziemy tak parę kilometrów razem - raz ona raz ja :) Gdzieś w połowie drugiego okrążenia wyprzedza mnie stanowczo i już nie udaje me się jej dogonić, mocną ma łydkę ;) Drugie okrążenie też jedzie mi się całkiem dobrze, ale na trzecim dopada mnie straszny głód. Śniadanie zjadłam o 7:30, a potem nic i to był mój największy błąd. Zawsze mam na maratonach baton musli w kieszeni, a tym razem nic. Chyba zbyt lekceważąco podeszłam do maratonu po parku. Wprawdzie to nie góry, ale jak się okazało trasa była wymagająca, do czego z pewnością przyczyniły się ostatnie warunki pogodowe. Tak więc, ssie mnie straszliwie w żołądku i czuję jak ulatania się energia. Spoglądam tylko na licznik, ile jeszcze do METY, a tymczasem tuż za mną skrada się Mamba, dla której pewnie ja byłam dobrą mobilizacją do mocniejszego naciskania na pedała :PP No i Dorota mnie wyprzedza na asfaltowym podjeździe, a ja szukam w swoim organizmie jeszcze jakiś pokładów energii. Resztka jest, więc dokręcam jeszcze i na błotnistej ścieżce wyprzedzam Mambę, ale ta nie daję za wygraną i po kilkunastu sekundach tracę ją z oczu. Teraz została mi już walka ze swoim organizmem. Nigdy nie zdarzyło mi się na maratonie, żeby dopadł mnie taki głód, który odbierał by mi energię. Mam nauczkę na przyszłość, żeby zawsze mieć ze sobą botona. Na szczęście u Golonki są bufety, których tu mi zabrakło. No i potem nalewanie zawodnikom "oszczędnie" napojów do kubeczków, żeby dla wszystkich starczyło...no za 40 zł wpisowego można by oczekiwać czegoś więcej...
Niemniej, impreza całkiem udana - fajna trasa, całkiem wymagająca, jak na "parkowe alejki". Szkoda tylko, że tak mało dziewczyn wystartowało na tym dystansie. A pogoda była piękna, słoneczna...do pewnego momentu dnia, potem lało, że ho ho, więc wracałam do Będzina pociągiem, ale jakim nowoczesnym, czystym, ładnym, że aż głupio mi było wsiadać z takim ubłocony rowerem ;)


Przejechane 51 km w czasie 2:46:26 h - miejsce 4.

Umyć rower w centrum parku w Świerklańcu-bezcenne.

Sobota, 29 maja 2010 · Komentarze(2)
Będzin-Grudków-Strzyżowice-Góra Siewierska-Rogoźnik-Wymysłów-Świerklaniec-Wymysłów-Dobieszowice-Wojkowice-Będzin

Przejażdżka dzisiaj miała być "lightowa", niemniej troszkę wymęczyła.
Wybraliśmy się z Mariuszem do parku w Świerklańcu. W Rogoźniku zaczyna się Szlak Świerklaniecki wzdłuż lasu, który prowadzi do Zbiornika Kozłowa Góra - Jeziora Świerklaniec. Postanowiłam pokazać Mariuszowi ten ciekawy fragment trasy, który miał być naszym "skrótem" do parku. Przejeżdżamy kawałek i okazuje się, że chyba budują drogę asfaltową - zupełnie rozkopane i usypane ogromne góry piachu, których jeszcze rok temu tutaj nie było. Zamiast się wycofać, namawiam Mariusza, żebyśmy spróbowali jechać dalej. I to jest błąd - wielki błąd, bo ta droga to chyba nie jest zbyt przyjezdna aktualnie. Przed nami pełno błota, kałuże i muł. Eh, ostatnio mój rowerek zalicza często kąpiele błotne. Nie ma rady, musimy zejść z trasy, w pola. Wprawiłam się już chyba w jeździe po grząskim terenie. Troszkę nam zajmuje, zanim wydostajemy się z tego "bagna" na asfalt. Na szczęście do parku już niedaleko. Nasze rumaki zupełnie ubłocone i aż wstyd wjeżdżać nimi do "ogrodów". Szukamy więc idealnego miejsca, żeby zmyć co nieco.
Okazuje się, że najlepszym miejscem jest samo centrum Parku. Zanurzamy więc nasze rowery w bajorze i staramy się uporać z błotnistą mazią. Kiedy my szorujemy nasze maszyny, tuż obok odbywają się sesje ślubne -można obejrzeć wystudiowane pozy: główka nieco w bok, a Pani odchyli rączkę, tak właśnie - zero sztuczności :PP
No, rumaki w miarę czyste. Objeżdżamy jeszcze cały park i kierujemy się na Wojkowice. Na dziś wystarczy jazdy, bo jutro maraton. I tak przesadziliśmy, bo powinnimśmy dziś odpoczywać, ale szkoda było nie wykorzystać pięknej pogody, która przecież nie często się ostatnio zdarza ;)

Testowanie nowej maszyny.

Wtorek, 20 kwietnia 2010 · Komentarze(3)
Nowy rowerek zakupiony, więc trzeba było przetestować go w terenie. Najbliższe wzniesienie - Dorotka - najlepsze miejsce w okolicy, żeby poćwiczyć zjazdy i podjazdy. Co mogę powiedzieć...nie da się ukryć, że łatwiej się wjeżdża pod górę - to w końcu 3,5 kg mniej niż Scott. Amorek też nieźle sobie radzi z nierównościami, a o hamulcach nie wspomnę - trzeba się przyzwyczaić do tarczówek, kiedy całe życie jeździło się na V-brake - siła hamowania ogromna :PP Ogólne wrażenia - super - jestem zadowolona z zakupu, zobaczymy jak będzie się sprawdzał na prawdziwych górskich szlakach...Jedynie rama mogłaby być ciut mniejsza (producenci mogliby pomyśleć o małych kobietkach :PP), ale nie jest źle:) Potem jeszcze pokręciłam po okolicy i wstąpiłam na zakupy do Decathlonu.
A to moje nowe białe cudo:


Poison Zyankali Team

Rozpocząć sezon w wielkim stylu - 3 razy złapać kapcia.

Niedziela, 4 kwietnia 2010 · Komentarze(2)
To miało być pierwsze dłuższe kręcenie w terenie...
Wielkanoc przywitała dosyć przyzwoitą pogodę, więc trzeba było to wykorzystać na rowerowanie. Udało mi się namówić marusię na wspólną przejażdżkę. Start wycieczki - Park Chorzowski. No i się zaczęło - w Siemianowicach złapałam 1 kapcia z tyłu. Na szczęście dętkę miałam ze sobą. Do parku już nie opłacało się jechać, więc udaliśmy się w moje okolice - zdobywać Dorotkę. W Wojkowicach niespodzianka - 2 kapeć, a co - tym razem z przodu. Dętki już brak, ale marusia zaopatrzony w łatki przystąpił do naprawy. Nie przewidzieliśmy tylko, że klej był długo nieużywany, ale po paru próbach, udało się załatać. Ruszyliśmy do kamieniołomu na pograniczu Wojkowic i Grodźca, a potem na wzgórze Dorotka. Drobny posiłek regeneracyjny na szczycie i zjazd. Troszkę jazdy w ternie zaliczone na dobry początek. To jednak nie koniec moich przygód - parę metrów przed moim domem złapałam 3 kapcia z tyłu! Oj, trzeba mieć szczęście...:) Mimo wszystko - wypad udany. Mam nadzieję, że limit kapci mam już wyczerpany w tym sezonie! :)