Wpisy archiwalne w kategorii

Sudety

Dystans całkowity:56.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:1
Średnio na aktywność:56.00 km
Więcej statystyk

Karpacz - wspomnienia z trasy.

Piątek, 30 kwietnia 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Sudety
W Karpaczu byłam już w czwartek, ale dopiero ok. 17, więc na objechanie trasy maratonu było już zbyt późno. Postanowiłam przełożyć wycieczkę na piątek, co może nie było zbyt rozsądne, bo dzień przed maratonem to raczej powinno się odpoczywać i zbierać siły. No, ale pomyślałam, że skoro dane mi było zawitać do stolicy Karkonoszy przed sobotą, to muszę zobaczyć, co mnie czeka na trasie i przy okazji na spokojnie popodziwiać widoki, na co zwykle nie ma czasu w czasie wyścigu. Jak pomyślałam, tak zrobiłam.
O 9 wyruszyłam z Karpacza Górnego, kilka metrów asfaltu i skręt w prawo w teren.
Zjazd do Przełączki, gdzie znajdowało się rozwidlenie dla trasy MINI i MEGA. Ja pognałam dalej za strzałkami MEGA w kierunku góry Głaśnica.
Po jednym z pierwszych zjazdów, za plecami pojawia się widok na Śnieżkę



dalej przede mną w oddali Zbiornik Sosnówka



wdrapuję się wyżej, skąd jeszcze lepiej widać zbiornik i zarys Pogórza Karkonoszy



Na trasie kilka stromych zjazdów:



i potem zjazd do Borowic



chwilkę jazda asfaltem, a po przecięciu Drogi Sudeckiej, znów wbijam na leśne ścieżki. Pogoda dopisuje, jest nawet za ciepło jak dla mnie :) ale po drodze jest mnóstwo strumyków, w których można zaczerpnąć źródlaną wodę.









Na trasie nie spotykam prawie żadnych bikerów, jedynie w Borowicach jedzie grupka na szosówkach. Pewnie wszyscy wypoczywają przez maratonem ;)

Droga pod Reglami to typowy szutrowy odcinek, który prowadzi mnie do rozwidlenia między trasa MEGA i GIGA. Początkowo chciałam przejechać sobie całą trasę "golonkową", ale rozsądek mówi, że trzeba zostawić trochę sił na jutro. Niemniej, żałuje, że nie uda mi się zobaczyć dalszej części karkonoskich szlaków i wjechać na Grzybowiec.



Odbijam więc w lewo i szutrowym podjazdem pnę się w górę. Od tej pory będzie głównie "pod górkę".



Najpierw Drogą na Dwa Mosty, a potem Drogą Chomontową, która "daje się we znaki", oj bardzo - końca podjazdów nie widać, za zakrętem, czai się kolejny podjazd. Na szczęście wysiłek rekompensują piękne widoki.









Przy końcówce trasy maratonu spotykam kilku bikerów, którzy zapewne postanowili przetrenować sobie chociaż zjazd na ostatnim odcinku.

Dojeżdżam do stadionu nieco zmęczona. Ekipa Powerade Marathonu pomału przygotowuję się do jutrzejszej imprezy. Mnie pozostaje jeszcze wdrapać się do Karapacza Górnego - mojej bazy noclegowej, co jest dla mnie sporym wysiłkiem po całodniowym kręceniu po górach. Jestem padnięta. Na szczęście nie jestem w tym uczuciu odosobniona. Moje współtowarzyszki podróży (wierne kibicki) zdobywały Śnieżkę, kiedy ja kręciłam po karkonoskich szlakach i też "swoje przeszły" - teraz zwą się "kobietami po przejściach" ;)



A ja zaczynam żałować, że nie wybrałam się z nimi - może piesza wycieczka byłaby lepszą dawką ruchu tuż przed maratonem - łagodniejszą?!