Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2010

Dystans całkowity:157.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:2
Średnio na aktywność:78.50 km
Więcej statystyk

Zalany kamieniołom na ochłodę.

Niedziela, 11 lipca 2010 · Komentarze(3)
Dzisiaj miało być krótkie kręcenie i dłuuugie leżenie na plaży na Pogorii. Plan uległ nieco modyfikacji. Było: długie kręcenie (no, średnio długie;) i zero leżenia. Padła propozycja popedałowania, więc nie mogłam odmówić. Moja propozycja udania się do zalanego kamieniołomu spotkała się z entuzjazmem towarzyszy. Razem z Mariuszem i Damianem, wyruszyliśmy w stronę Jaworzna. Wcześniej, zajrzeliśmy jeszcze do parku w Kazimierzu Górniczym (Sosnowiec). Lejący się z nieba żar w połączeniu z asfaltem nie był najlepszym rozwiązaniem, ale innej drogi nie znałam.
Po dotarciu do Jaworzna, wbijamy się już w teren w poszukiwaniu kamieniołomu.


dawne kamieniołomy

Byłam tu tylko raz, więc troszkę pobłądziliśmy, ale w końcu udało się dotrzeć na miejsce.



Kolor wody robi wrażenie...



Jestem tylko zaskoczona, bo ostatnio ja tu byłam, nie było tej wody aż tyle. Poziom sporo się podniósł, ale to zapewne po majowo-czerwcowych opadach.



Panowie wykorzystują okazję, żeby się ochłodzić...


Mariusz będzie długo pamiętał tę kąpiel w kamieniołomie - okazało się, że wskoczył ze swoją komórką :PP

Po krótkim pływaniu próbujemy jeszcze wejść na wyższe partie, żeby widok był lepszy. Nie jest to jednak takie łatwe, bo sporo ścieżek jest zlanych. Odnajdujemy jakąś prowadzącą na szczyt.





Do tego kamieniołomu przyjeżdża wielu nurków z całej Polski. Jest tu wiele atrakcji - zatopione koparki, przepompownia, baraki magazynowe. Kiedyś znajdował się tu kopalnia dolomitu. Podobno na skutek niepłacenia rachunków za energię elektryczną, odcięty został kopalni dopływ prądu. Stanęły pompy i w efekcie wyrobisko zostało zalane. Nawet nie zdążono ewakuować sprzętu. Na dnie pozostały dwie pokaźnych rozmiarów koparki. Są one głównym magnesem ściągającym nurków z całej Polski.
Więcej info i fotek o zalanym kamieniołomie:

http://www.underwater.pl/kamieniolom_jaworzno-szczakowa.php
http://www.forum.divetrek.com.pl/viewtopic.php?t=124">



To miejsce ma coś w sobie, jest takie kameralne, zupełnie "odgrodzone" od miasta. Trudno uwierzyć, że kilkaset metrów dalej jest ruchliwa, hałaśliwa jezdnia i wielkie miasto. Jak się patrzy na ten turkusowy kolor wody, to ma się wrażenie, jakby się było nad Adriatykiem, a to...Śląsk nasz ;)

W okolicach kamieniołomu znaleźliśmy też fajne tereny leśne do pojeżdżenia, choć myślę, że bardziej są uczęszczane przez amatorów quadów, sporo tu usypanych górek.



Z lasu wygania nas chmara komarów. Jedziemy jeszcze nad Zalew Sosina, ale przemykamy prze niego bardzo szybko - takiej liczby ludzi i samochodów to chyba nawet przy supermarkecie nie widziałam. Jak dobrze, że przemieszczamy się na rowerach - sznur samochodów czeka w kolejce na wjazd i wyjazd z Sosiny. Ufff - ciasno tu, uciekamy :)

W Jaworznie-Szczakowej żegnam się z chłopakami, którzy udają się w stronę Katowic, ja jeszcze śmigam na Sosnowiec i do Będzina. Ciężko się jeździ w takim upale.

Pilsko zdobyte z bólem.

Sobota, 3 lipca 2010 · Komentarze(7)
Będzin-Katowice PKP_Cięcina Dolna-Cięcina Górna-Suchy Groń-Hala Wieprzska-Hala Pawlusia-Hala Rysianka-Trzy Kopce-Palenica-Przełęcz Cudziechowa-Hala Miziowa-Góra Pięciu Kopców-PILSKO-Hala Miziowa-Buczynka-Wodospad Sopotnia-Sopotnia Wielka-Sopotnia Mała-Juszczyna-Wieprz-Radziechowy-Twardorzeczka-Lipowa-Buczkowice-Szczyrk-Przełęcz Karkoszonka-Brenna

Pilsko...no tutaj z rowerem mnie jeszcze do tej pory nie było. Wobec tego, propozycję Mariusza przyjęłam z entuzjazmem, nie świadoma tego co mnie czeka...czyli mega wysiłku, ale też pięknej nagrody w postaci widoczków.
Niemniej muszę zdradzić, że wycieczka była niestety opłacona bólem...
Ale od początku...w okolicach Węgierskiej Górki, dokładniej w Cięcinie Dolnej lądujemy parę minut przed 10, potem znajdujemy czarny szlak rowerowy, którym dojeżdżamy do szlaku czerwonego, który zaprowadzić nas ma do Hali Miziowej.



Z początku szlak jest bardzo przyjemny, potem zaczynają się małe "schodki", czyli parę momentów "z buta".







Po przejechaniu paru kilometrów, w okolicach rozwidlenia szlaków czerwonego i niebieskiego (na Romankę)czeka nas podjazd, który okazuje się być zupełnie zniszczony przez ścinkę, fajny szeroki szlak, który mógłby być przejezdny, został zniszczony. Zsiadam z roweru, nie mam sił, żeby jechać ten odcinek. Słonko nieźle przygrzewa, a do tego mój bolący ząb nie daje o sobie zapomnieć. I właśnie on będzie mnie nie opuszczał podczas tej wycieczki. Już w pociągu pobolewał, ale nie sądziłam, że z godziny na godzinę będzie coraz gorzej. No cóż, nie poddaję się i wpycham rower. Marusia jest już sporo przede mną i czeka. Będzie miał przynajmniej dużo przerw na posilanie się ;) Ja niestety nie mogę nic przełknąć, a raczej "pogryźć". Próbuję nie myśleć o bólu i staram się delektować widokami.
W trakcie przemierzania czerwonego szlaku, okazuje się, że chyba jest on typowo "pieszym" - sporo przeszkód na nas czeka...


półka skalna, na którą trzeba było się wdrapać




rwąca rzeka do pokonania :PP

Bywają jednak przyjemne fragmenty - moje ulubione zjazdy :)




Hala Pawlusia



Ok. 14 docieramy na Halę Rysiankę - tutaj krótki odpoczynek. Widoki cudne.





Potem dalej czerwonym szlakiem aż do Hali Miziowej



Przyznaję, że jestem już nieco zmęczona i jeszcze ten cho...ząb! :/ Ale nie po to przejechałam taki kawał, żeby ominąć Pilsko, będąc tak blisko :) Także zaczynamy z Mariuszem podejście na szczyt, w dosłownym tego słowa znaczeniu, bo więcej tu wchodzenia będzie niż wjeżdżania, raczej wciągania roweru ;)



już prawie na szczycie...






krótka sesja foto :)

i dalej w górę, przez Górę Pięciu Kopców, na sam szczyt...







PILSKO zdobyte!!! ufff, łatwo nie było, ale było warto dla nagrody, którą są wspaniałe widoki...



w oddali kolejna góra do zdobycia i fajny pretekst na wycieczkę...



Czas nas goni, a jeszcze sporo km na pociąg. Udajemy się w drogę powrotną. Tym razem wybieramy zjazd na Halę Miziową szlakiem żółtym, co jest WIELKIM BŁĘDEM!! Z początku jest nawet przyjemnie, wymagającą, technicznie, ale do przejechania.





Potem niestety jest tylko moja irytacja [sic!] Szlak kompletnie nie nadaję się do jazdy, jest wąski stromy, "schodkowaty" i pewnie trochę niebezpieczny do schodzenia z rowerem na plechach. Jest po prostu - niewygodny! Ale cóż zrobić, będąc w połowie drogi?! Także - powoli, ostrożnie schodzimy w dół. Na Hali Miziowej napełniamy bukłaki i w dół zielonym szlakiem.

Docieramy do drogi asfaltowej w Sopotni. Potem już tylko asfalt, asfalt i jeszcze raz asfalt przez jakieś 40 km. Chyba ta droga powrotna mnie bardziej wymęczyła niż jazda po górach. Jedziemy i jedziemy. Końca nie widać, a czas goni. Chyba dziś troszkę przeliczyliśmy się z trasą. W końcu docieramy do Buczkowic. Mariusz jedzie do Bielska na pociąg, a mnie pozostaje jeszcze parę km do Brennej przez Przełęcz Karkoszonkę.
Wyprawa - super udana, piękne widoki i cudowne zjazdy, dla których warto się troszkę pomęczyć i znieść ból zęba :/

Ps. koniec końców trafiłam w niedzielę na pogotowie dentystyczne i...zęba już nie ma, także nie będzie mi już przeszkadzał w wyprawach :PP