Na szlaki beskidzkie czas wyruszyć...

Sobota, 24 kwietnia 2010 · Komentarze(2)
Kategoria Beskidy
Będzin - Katowice PKP - Wilkowice-Bystra - KOZIA GÓRA - SZYNDZIELNIA - KLIMCZOK - BŁATNIA - B-B Jaworze - B-B centrum PKP - Katowice - Będzin

Pierwszy wypad w Beskid Śląski w tym sezonie w towarzystwie Mariusza
i Tomka
Start wycieczki w Wilkowicach-Bystra. Po wyjściu z pociągu lekki chłodek, ale za to słonecznie. Zapowiada się przyjemna pogoda. Ruszamy więc "z kopyta", żeby trochę się rozgrzać. Na pierwszych podjazdach od razu robi się cieplej:)
Przy schronisku na Koziej Górze przystajemy na chwilę



następnie kierujemy się żółtym szlakiem na Szyndzielnię:


foto: http://picasaweb.google.pl/marusia51/


foto: http://picasaweb.google.pl/marusia51/




Tomek na skraju wyczerpania - za dużo świeżego powietrza ;)

Dalej kręcimy w stronę Klimczoka. Między Szyndzielnią a Klimczokiem,
w zacienionych miejscach można jeszcze odnaleźć resztki zimy:



Na Klimczoku urządzamy sobie mały piknik i krótką sesję zdjęciową :)




foto: http://picasaweb.google.pl/marusia51/



Próżność zaspokojona przed obiektywem, akumulatory naładowane węglowodanymi, dusza nasycona pięknymi widokami, zatem jedziemy dalej w kierunku Błatniej...



I właśnie kilkaset metrów od Klimczoka, zaczyna się prawdziwa przygoda...
Marusia leci na zjazdach jak błyskawica i...przerzutka tego nie wytrzymuje :PP
Trochę jest nam nie do śmiechu, bo zostało jeszcze kilka km do przejechania,
a nikt z nas nie ma skuwacza:/


Mariusz zdejmuje łańcuch i porusza się dalej na nowym pojeździe - hulajnodze Gianta z amortyzatorem - całkiem nieźle radzi sobie w terenie:) Jedynie na podjazdach trzeba ją wziąć na grzbiet;)
Ostatecznie hulajnoga spaceruje z właścicielem:



Na Błatniej pojawia się ratunek - napotkany rowerzysta użycza skuwacza, więc można skrócić łańcuch i skonstruować nowy napęd o jednym przełożeniu, który pozwala popedałować dalej...







Z Błatniej zjeżdżamy do Bielska Jaworze i potem do centrum na dworzec PKP.
Zostaje mi jeszcze pokonanie asfaltem trasy z Katowic do Będzina.

Pierwsze zjazdy i podjazdy na górskich szlakach zaliczone :)

Testowanie nowej maszyny.

Wtorek, 20 kwietnia 2010 · Komentarze(3)
Nowy rowerek zakupiony, więc trzeba było przetestować go w terenie. Najbliższe wzniesienie - Dorotka - najlepsze miejsce w okolicy, żeby poćwiczyć zjazdy i podjazdy. Co mogę powiedzieć...nie da się ukryć, że łatwiej się wjeżdża pod górę - to w końcu 3,5 kg mniej niż Scott. Amorek też nieźle sobie radzi z nierównościami, a o hamulcach nie wspomnę - trzeba się przyzwyczaić do tarczówek, kiedy całe życie jeździło się na V-brake - siła hamowania ogromna :PP Ogólne wrażenia - super - jestem zadowolona z zakupu, zobaczymy jak będzie się sprawdzał na prawdziwych górskich szlakach...Jedynie rama mogłaby być ciut mniejsza (producenci mogliby pomyśleć o małych kobietkach :PP), ale nie jest źle:) Potem jeszcze pokręciłam po okolicy i wstąpiłam na zakupy do Decathlonu.
A to moje nowe białe cudo:


Poison Zyankali Team

Niedzielny mini maraton na Pogorii...bez roweru:)

Niedziela, 18 kwietnia 2010 · Komentarze(0)
Kategoria bez roweru
W niedzielę rano na placu targowym w Będzinie pożegnałam się z moim Scottem. Rower został sprzedany. Nowym właścicielem został...12-letni chłopiec:) (Mam nadzieję, że rowerek będzie mu dobrze służył i cykloza będzie się rozwijała:)
Popołudnie zaplanowane nie-rowerowo, ale także na sportowo, a przede wszystkim - towarzysko. Niestety, moje koleżanki nie bardzo lubią jazdę rowerem (coś nie chcą zarazić się cyklozą:/), ale na spacerek i rolki na Pogorii dały się namówić.
A na Pogorii IV to ja dawno tyle ludzi nie widziałam - prawie nie było gdzie zaparkować - tyle samochodów:/ Pierwszy cieplejszy weekend w tym sezonie, więc trudno się dziwić, że ludzi ciągnie na łono natury - to chyba lepsze, niż spędzanie czasu w niedzielę w supermarkecie?! Niemniej, przy takim tłoku, trochę kiepsko się jeździło na rolkach. Tylko godzinka jazdy, ale zakwasy na drugi dzień były :/ Potem jeszcze godzinka biegania i spacerek.
Trochę zdjęć z mojego niedzielnego maratonu ;)


foto: http://picasaweb.google.pl/kacha9a


foto: http://picasaweb.google.pl/kacha9a


foto: http://picasaweb.google.pl/kacha9a

Pogoria IV (foty z mojego archiwum):





Mój pierwszy raz na ścianie :)

Niedziela, 11 kwietnia 2010 · Komentarze(1)
Kategoria bez roweru
Oj, na ścianę to ja już się zbieram od studiów, czyli od jakiegoś czasu :PP, ale zawsze się jakoś nie składało, nie było odpowiednich butów, za mało chęci było...
A teraz jest cel, jest mobilizacja i jest chęć - duża chęć, a do tego mam w pracy koleżankę, która się trochę wspina, więc nie ma już wymówki. W niedzielę dostałam sms od kumpeli, że właśnie wybiera się na ścianę. Nienamyślając się długo, spakowałam stare addidasy i fru...Szybkie przeszkolenie na miejscu
i w górę...po płaskiej ścianie to jeszcze jakoś szło, ale jak pojawiły się odchylenia - to już nie było tak łatwo :PP Nieźle można się zmachać wdrapując
po takiej ściance...i przy okazji poczuć mięśnie, o których nie miało się pojęcia - przedramiona to ja jeszcze długo będę czuła...;) Ogólnie to jestem dziś taka trochę obolała, ale jeszcze tam wrócę - myślę, że załapałam bakcyla :)
A już nie wspomnę, jaka musi być frajda wspinać się na prawdziwych skałkach...

Do posłuchania - refleksyjnie - Golden Life - piękny tekst:

Jogging po Będzinie

Sobota, 10 kwietnia 2010 · Komentarze(1)
Kategoria bez roweru
Godzinka biegania - mimo, że bardzo nie chce się wyjść z domu, kiedy na zewnątrz mokro i ponuro - to po takiej godzince akumulatory zostają naładowane. Zimą, kiedy raczej nie jeżdżę na rowerze, bieganie okazało się niezłym sposobem na utrzymanie kondycji - trochę było biegania w terenie, trochę na bieżni. Od połowy marca - to już tylko w terenie :) Nieźle mnie to wciągnęło - mimo, że kiedyś też trochę biegałam, to zawsze było to dość nieregularne. Od kwietnia - od pon. do pt.: półgodzinny jogging przed pracą (przyznam się, że jak bardzo leję na dworze - to odpuszczam:PP) - okazał się niezłym zastrzykiem energii na cały dzień. Jak tylko moje kolana wytrzymają, to zamierzam łączyć rowerek z bieganiem. Fajne uczucie zauważać własne postępy - kiedy jeszcze 3 miesiące temu przebiegnięcie 15 km było sporym wysiłkiem, teraz przychodzi dużo łatwiej :)
Niestety nie miałam przy sobie aparatu, także zdjęcie Będzina z mojego archiwum.
Oby już niedługo się tak zazieleniło...

Rozpocząć sezon w wielkim stylu - 3 razy złapać kapcia.

Niedziela, 4 kwietnia 2010 · Komentarze(2)
To miało być pierwsze dłuższe kręcenie w terenie...
Wielkanoc przywitała dosyć przyzwoitą pogodę, więc trzeba było to wykorzystać na rowerowanie. Udało mi się namówić marusię na wspólną przejażdżkę. Start wycieczki - Park Chorzowski. No i się zaczęło - w Siemianowicach złapałam 1 kapcia z tyłu. Na szczęście dętkę miałam ze sobą. Do parku już nie opłacało się jechać, więc udaliśmy się w moje okolice - zdobywać Dorotkę. W Wojkowicach niespodzianka - 2 kapeć, a co - tym razem z przodu. Dętki już brak, ale marusia zaopatrzony w łatki przystąpił do naprawy. Nie przewidzieliśmy tylko, że klej był długo nieużywany, ale po paru próbach, udało się załatać. Ruszyliśmy do kamieniołomu na pograniczu Wojkowic i Grodźca, a potem na wzgórze Dorotka. Drobny posiłek regeneracyjny na szczycie i zjazd. Troszkę jazdy w ternie zaliczone na dobry początek. To jednak nie koniec moich przygód - parę metrów przed moim domem złapałam 3 kapcia z tyłu! Oj, trzeba mieć szczęście...:) Mimo wszystko - wypad udany. Mam nadzieję, że limit kapci mam już wyczerpany w tym sezonie! :)